Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/561

Ta strona została przepisana.

— Nie należało może rozpaczać, pomyślał.
W istocie, obejrzała się wokoło siebie, powoli, jak osoba ze snu zbudzona; potem głosem wyraźnym zażądała zwierciadła, i pozostała przez długą chwilę weń wpatrzona, aż grube łzy z oczu jej spływać zaczęły. Wtedy przechyliła w tył głowę i opadła na poduszki.
Niebawem pierś jej ciężko i szybko oddychać zaczęła. Język z ust się wysunął; oczy w słup przewrócone, bladły jak dwie gasnące lampy, i jużby ją można była sądzić umarłą, gdyby nie straszne robienie bokami, wstrząsanemi gwałtownym oddechem, jak gdyby dusza rwała się do wyswobodzenia. Felicya uklękła przed krucyfiksem; sam nawet aptekarz przygiął kolana, podczas gdy pan Canivet patrzył bezmyślnie przez okno. Ksiądz Bournisien odmawiał znowu modlitwy, z twarzą pochyloną ku brzegowi łóżka, a długa jego czarna sutana leżała za nim na ziemi. Karol klęczał po drugiej stronie łóżka, z rękami ku Emmie wyciągniętemu. Ujął jej dłonie i ściskał je, wzdrygając się za każdem uderzeniem jej serca, jak gdyby to były odbicia walącej się ruiny. W miarę jak rzążenie stawało się silniejszem, ksiądz przyspieszał odmawianie swych