kładali nogę na nogę, i kiwali nią, wzdychając od czasu do czasu głęboko, a każdy nudził się niepomiernie; nikt jednak pierwszy odchodzić nie chciał.
Homais powróciwszy o dziewiątej wieczorem — ciągle go teraz widziano na placu — przyniósł z sobą zapas kamfory, benzoesu i ziół aromatycznych, oraz naczynie z chlorkiem dla zniszczenia szkodliwych miazmatów. Właśnie Felicya, pani Lefrançois i mama Bovary kręciły się koło Emmy, kończąc ubieranie zwłok, i zapuściły długą sztywną zasłonę, która ją przykryła aż do atłasowych trzewiczków.
Felicya zanosiła się od płaczu.
— Ach! moja biedna pani! moja biedna pani!
— Patrz tylko na nią, mówiła wzdychając oberżystka, jaka jeszcze ładniutka! Przysiągłbyś że zaraz wstanie.
I pochyliły się, żeby jej wieniec włożyć na głowę.
Potrzeba było unieść trochę głowę; wtedy potok czarnego płynu buchnął z ust umarłej.
— Ach! mój Boże! suknia! uważajcie! wykrzyknęła pani Lefrançois. Pomóż nam pan? — mówiła do aptekarza. Czy się pan boisz?
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/571
Ta strona została przepisana.