Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/579

Ta strona została przepisana.

wa się kołysały wiatrem poruszane; pędzono trzodę owiec. Nakoniec ujrzał pierwsze domy Yonville’u; spostrzeżono go jak pędził pochylony na koniu, którego okładał batem, a z którego popręgów krew kapała.
Gdy przyszedł do przytomności, rzucił się w objęcia Bovarego łzami zalany:
— Moja córka! Emma! dziecię moje! jak to się stać mogło?...
A tamten odpowiadał ze łkaniem:
— Ja nie wiem, ja nic nie wiem! to przekleństwo!
Aptekarz ich rozłączył.
— Te bolesne szczegóły są tu zbyteczne, powiedział. Ja sam panu ich udzielę. Oto ludzie się schodzą. Zachowajcież godność waszą, cóż u licha! Trzeba mieć trochę filozofii!
Biedny wdowiec chciał okazać się silnym, i powtórzył kilkakrotnie:
— Tak jest... odwagi, odwagi!...
— A więc! zawołał stary poczciwiec, i ja będę ją miał, jak Bóg na niebie! Odprowadzę ją aż na miejsce.
Dzwon się odzywał. Wszystko było gotowe. Trzeba było wyruszyć.