Nakoniec stanęli.
Mężczyźni odprowadzili zwłoki aż na dół, na miejsce, gdzie był grób świeżo wykopany w murawie.
Obecni kołem go otoczyli, a podczas gdy ksiądz odmawiał modlitwę, czerwona ziemia na bok odrzucona, osypywała się cichutko.
Skoro przysposobiono cztery linki, wepchnięto na nie trumnę. Karol patrzył jak się powoli spuszczała.
Nakoniec usłyszano stuknięcie, sznury skrzypiąc poszły w górę. Natenczas ksiądz Bournisien wziął rydel, który mu podał Lestiboudois; z kropidłem w prawej ręce, lewą popchnął z zamachem kupkę ziemi, a trumna uderzona żwirem, wydała ten odgłos złowrogi, który brzmi nam w uszach: jak oddźwięk wieczności.
Duchowny podał kropidło swemu sąsiadowi. Był nim pan Homais. Potrząsnął niem z powagą, następnie oddał je Karolowi, który zagrzązł kolanami w ziemi, i rzucał ją całemi garściami wołając: „Żegnam cię, żegnam cię!” Przesyłał jej od ust pocałunki; wlókł się ku dołowi, jak gdyby się chciał w nim razem z nią pogrążyć.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/583
Ta strona została przepisana.