Na świeżej mogile, pomiędzy świerkami klęczał młody chłopak, a pierś jego złamana bolesnem łkaniem, dyszała wśród ciemności pod naciskiem wielkiego żalu, tajemniczego jak księżyce i jak noc niezgłębionego. Wtem skrzypnęła krata. Był to Lestiboudois: przychodził po swój rydel, którego tu zapomniał. Poznał Justyna przeskakującego przez ogrodzenie, i domyślił się zaraz kto mu wykradał kartofle.
Nazajutrz Karol posłał po swoją córeczkę. Zapytała o mamę. Powiedziano jej że wyjechała, i że jej przywiezie zabawek. Dziewczynka z początku często o niej mówiła, w końcu zapomniała. Wesołość tej dzieciny bolała Bovarego, który nadto musiał znosić niesmaczne pociechy aptekarza.
Niebawem powróciły na stół sprawy pieniężne. Pan Lheureux podniecił znowu swego przyjaciela Vinçarta, i Karol przyjął zobowiązanie na bajeczne sumy; nie chciał bowiem pozwolić na sprzedanie najmniejszego sprzęciku będącego jej własnością. Matka była tem oburzona. Pogniewał się na nią. Zmienił się zupełnie. Odjechała od niego.