Tym razem wątpić już nie mógł. Pochłonął je wszystkie co do jednego, przewrócił wszystkie kąty, wszystkie sprzęty, wszystkie szuflady, rozbijał ściany, płacząc, rycząc, oszalały, bezprzytomny. Znalazł pudełeczko, rozbił je obcasem od buta. Miniatura Rudolfa wpadła mu prosto w oczy, pośród porozrzucanych liścików.
Dziwiono się jego zwiększonemu znękaniu. Nie wychodził z domu, nie przyjmował nikogo, nie chciał nawet odwiedzać chorych. Wtedy zawyrokowano, że się zamykał aby się upijać.
Czasem jednak, ciekawy przechodzień zaglądał przez płot ogrodzony, i ze zdumieniem patrzył na tego człowieka zarośniętego, w brudnej odzieży, o dzikiem wejrzeniu, który chodził wielkiemi krokami płacząc głośno.
Podczas letnich wieczorów brał z sobą swoją córeczkę i prowadził ją na cmentarz. Powracali ztamtąd ciemną już nocą, kiedy na całym placu w jednem tylko Bineta okienku jeszcze się świeciło.
Jednakże nie mógł się do woli lubować swoją boleścią, bo nie miał blizko siebie nikogo coby ją podzielał; w braku odpowiedniejszego powiernika odwiedzał panią Lafrançois, aby módz o niej
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/599
Ta strona została skorygowana.