że ją nie dosyć kocha; zapragnął ją ujrzeć natychmiast: zawracał prędko, wbiegał na wschody z bijącem sercem. Emma się ubierała w swoim pokoju; wchodził na palcach, całował ją w karczek, ona wydawała lekki okrzyk.
Niemógł się wstrzymać żeby nie dotykać ustawicznie jej grzebieni, jej pierścionków, jej chusteczki; czasem wyciskał głośne pocałunki na jej policzkach; czasem znowu delikatnie pieścił obnażoną jej rękę, od końca różowych paluszków aż do ramienia; a ona go z lekka odpychała, przez pół uśmiechnięta i znudzona, jak się pozbywa uprzykrzonego dziecka.
Przed pójściem za mąż zdawało jej się, że jest zakochaną; ponieważ jednak nie przyszło szczęście jakie z tej miłości wyniknąć miało, pomyślała że musiała się pomylić. I Emma usiłowała dociec co właściwie znaczyły w życiu wyrazy szczęście, namiętność, upojenie rozkoszy, które ją tak w książkach zachwycały?
Czytała niegdyś Pawła i Wirginię i marzyła o chatce bambusowej, o murzynie Dominiku,