w ostatnich czasach stała się lekceważącą względem zgromadzenia.
Emma powróciwszy do domu, zrazu cieszyła się rozkazywaniem służbie, niebawem jednak sprzykrzyła sobie życie wiejskie i pożałowała swego klasztoru. W czasie kiedy Karol zaczął bywać w Bertaux, uważała się za bardzo rozczarowaną, mniemając, że wszystko już poznała i żadnego już doznać nie może uczucia.
Jednakże niepokój nowego stanu, a może tylko podrażnienie wywołane obecnością tego człowieka, dostatecznem było do przekonania jej, iż poznała wreszcie tę upajającą namiętność, którą dotąd widziała tylko w postaci wielkiego ptaka o różowem upierzeniu, krążącego w niedościgłych przestworach poetycznych wyżyn; — i obecnie uwierzyć nie mogła żeby ten spokój w jakim życie jej upływało, mogło być ową szczęśliwością o której marzyła.
Przypominała sobie czasem, że to jednak były najpiękniejsze dni jej życia, tak zwane miodowe miesiące. Aby zasmakować w ich słodyczy, trzebaby zapewne było udać się do owych krajów