Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/71

Ta strona została przepisana.

pięknie brzmiących, gdzie chwile poślubne w najrozkoszniejszem się spędzają próżnowaniu! W pocztowym powozie, za niebieską jedwabną firanką, wjeżdża się stromą drogą pod górę, słuchając śpiewki pocztyliona, którą powtarzają sobie wraz z dzwonkami kóz i głuchym szmerem wodospadu. O zachodzie słońca oddycha się nad brzegami zatok cudną wonią kwiatu pomarańczowego; gdy noc zapadnie, siedząc we dwójkę na tarasie willi, z rękoma splecionemi, wpatruje się w iskrzące gwiazdy tworząc najpiękniejsze na przyszłość projekta. Zdawało jej się, że niektóre miejscowości musiały mieć na szczęście podobny wpływ jak na rośliny im właściwe, które gdzie indziej rosnąć nie mogą. Czemuż nie mogła stanąć na balkonie szwajcarskiego szałasu lub tęsknotę swoją zamknąć w jakim szkockim cottage’u przy boku małżonka w czarnej aksamitnej z długiemi połami, któryby nosił ciżemki, wysoki kapelusz i mankiety!
Może byłaby pragnęła zwierzyć się komuś z tych wszystkich marzeń. Lecz jak tu wyrazić nieokreśloną tęsknotę, która się zmienia jak kształt obłoków wiatrem pędzonych? Brakowało jej słów, sposobności, śmiałości.