klomby z rozmaitych krzewów, rododendronów, śnieżnic i bzów włoskich, pochylały swoje pęki niejednostajnej zieleni na krętą linię grubym piaskiem wysypanej drogi. Rzeka płynęła pod mostem; wśród zapadającego zmroku dawały się dostrzegać budynki słomą kryte, rozrzucone po łące, zakończonej dwoma lesistemi pagórkami; od tyłu pośród drzew wznosiły się w równoległej linii wozownie i stajnie, jedyne szczątki pozostałe z dawnego zburzonego zamku.
Wehikuł Karola stanął przed środkowym gankiem; służba wybiegła; margrabia sam postąpił i podawszy ramię żonie lekarza, wprowadził ją do przysionku, który był wyłożony marmurowemi płytami, bardzo wysoki, a odgłos kroków rozlegał się w nim jak w kościele. Wprost szły wschody, a na lewo ciągnęła się galerya, która wychodząc na ogród prowadziła do sali bilardowej, zkąd dochodziło stukanie kul z kości słoniowej. Przechodząc przez nią do salonu, Emma zobaczyła przy grze mężczyzn poważnej powierzchowności, w wysokich krawatach, przy orderach, którzy z milczącym uśmiechem swoje kije popychali. Na ciemnem futrowaniu ścian pozawieszane portrety, w wielkich złoconych ramach
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/82
Ta strona została skorygowana.