— Zwaryowałeś! wyśmianoby ciebie. Siedź spokojnie. Zresztą, to przyzwoiciej dla doktora, dodała.
Karol zamilkł. Chodził wzdłuż i wszerz pokoju, czekając aż Emma się ubierze.
Widział ją z tyłu, w zwierciadle, pomiędzy dwoma świecznikami. Czarne jej oczy wydawały się ciemniejszemi jeszcze niż zwykle. Bujne jej sploty, lekko wydęte ku uszom, błyszczały granatowym odcieniem; róża przy warkoczu drżała na ruchomej łodydze, ze sztuczną rosą na końcach listków. Miała na sobie suknię blado-szafranową, ozdobioną trzema pączkami drobnych różyczek z listkami.
Karol przybliżył się i chciał ją pocałować w ramię.
— Dajże mi pokój, rzekła; pognieciesz mnie.
W tem dała się słyszeć przegrywanie na skrzypcach z towarzyszeniem oboju. Emma zeszła ze wschodów, wstrzymując się z trafnością od zbytniego pośpiechu.
Kadryle już były zaczęte. Coraz więcej gości przybywało. Tłoczono się. Pani Bovary usiadła na ławeczce blizko drzwi.
Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/87
Ta strona została przepisana.