a wtedy zabiję ją, zabiję, — powtarzał bezprzytomny, — zamorduję, zobaczysz...
W tej chwili Spendius porwał się gwałtownie, ściągnął ze Ściany cudowną zasłonę i rzucił w kąt, zarzucając ją wełną. Przed drzwiami namiotu dały się słyszeć jakieś głosy, zaświeciły pochodnie i wszedł Narr-Havas otoczony dwudziestu może ludźmi.
Mieli oni na sobie płaszcze z białej tkaniny, długie puginały, miedziane naszyjniki, kolczyki drewniane i obuwie ze skóry hieny; zatrzymali się za progiem wsparci na dzirytach, jak spoczywający pasterze. Narr-Havas celował pięknością, ręce jego opasane były rzemieniem wysadzanym perłami, na głowie złota obrączka przytwierdzała długie okrycie i pióra strusie spadające mu na ramiona. Bezustanny uśmiech krasił jego piękne usta a oczy świeciły jak dwie ostre strzały, W całej postaci numidyjskiego księcia przebijała niepohamowana żywość. Oznajmił, iż przybywa połączyć się z jurgieltnikami, albowiem skoro Rzeczpospolita odgrażała się zdawna jego królestwu, on osądził korzystnem pomagać barbarzyńcom, mogąc również i dla nich być użytecznym.
— Dostarczę wam słoni, gdyż posiadam ich pełne lasy, win, oliwy, owsa, daktyli, smoły i siarki przy oblężeniu, oprócz tego 20,000 piechoty i 10,000 koni. Udaję się do ciebie, Mathonie, albowiem posiadanie cudownej zasłony czyni cię pierwszym w armii. Przytem, dodał, wszakże jesteśmy starymi znajomymi.
Matho spojrzeniem odwołał się do Spendiusa, który słuchał, siedząc na skórach baranich, i schylił głową na znak przyzwolenia. Narr-Havas przemawiał jeszeze dłużej. Wysławiał bogów, złorzeczył Kartaginie, a pośród tych przekleństw rozłamał swój dziryt, towarzysze zaś jego wydali jednogłośny okrzyk. Matho