wał się w miejscu z ciężkim wysiłkiem, plemiona obce szemrały wkoło, jak bałwany, a najmniejsza burza zdolną była zachwiać i pochłonąć tę groźną machinę.
Teraz skarb był wyczerpany przez wojnę rzymską i przez wszystko, co zmarnotrawiono, targując się z barbarzyńcami; potrzeba było żołnierzy a żaden rząd nie ufał już Rzeczypospolitej i niedawno Ptolomeusz odmówił dwuch tysięcy talentów; oprócz tego porwanie zasłony osłabiło ich wiarę w siebie, jak to słusznie przewidział Spendius. Lud ten bowiem czując się znienawidzonym, cisnął do serca swe złoto i bogi, a patrjotyzm u niego miał tylko charakter czysto rządowy.
Władza należała do wszystkich, chociaż-nikt nie był dość silnym, aby ją skupić w sobie. Długi prywatne były tak znaczne jak dług publiczny. Ludzie pochodzenia chananejskiego, posiadali sami przywilej handlu, a mnożąc korzyści przez zdzierstwo i lichwę, wyzyskując wszelkiemi sposobami ziemie, niewolników i ubogich, dochodzili łatwo do ogromnych majątków. Ta rasa piastowała też wszelkie dostojeństwa, a choć potęgę i mienie dzierżyły niektóre tylko rodziny i możnowładztwo rozpostarte było na wielką skalę, tolerowano je jednak.
Stowarzyszenia handlujących stanowiły prawa, mianowały dozorców skarbowych, ci zaś, opuszczając swój obowiązek, wybierali stu członków rady senatu, zależnych od wielkiego zgromadzenia czyli od ogólnego związku możnych. Co się tyczy dwuch suffetów, tych szczątków monarchizmu a mniej w istocie znaczących niż konsulowie, ci pochodzili zawsze z dwuch najznakomitszych rodzin. Wyszukiwano dwie osobistości nienawidzące się wspólnie, aby osłabiali się wzajemnie. Nie posiadali oni głosu na punkcie pro-