Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/11

Ta strona została przepisana.

powaną łańcuchem pochwycił napełnioną czarę i, wznosząc oczy do nieba, wyrzekł:
„Cześć tobie bożku Eschmunie, którego w ojczyźnie mojej zowią Eskulapem, cześć wam genjusze źródeł, światła i gajów i wam, Bogowie mieszkający po górach i grotach!! Cześć wam, śmiertelnicy w błyszczących zbrojach, którzy mi wolność dajecie”.
Potem rzucił puhar i zaczął opowiadać swoją historję. Nosił imię Spendjusa; Kartagińczycy ujęli go w bitwie.
Mówiąc naprzemian językiem Greków, Ligurów i punickim, składał dzięki jurgieltnikom. Całował ich ręce, winszował bankietu, dziwiąc się jedynie, że nie spostrzega puharów Legji świętej. Czary te sześciokątne, wysadzane z każdej strony szmaragdami formującemi winne gałązki, należały do zastępów złożonych z samej najdrobniejszej młodzieży patrycjuszów. Był to przywilej równający się honorom kapłaństwa, dla tego nic w skarbach Rzeczypospolitej nie było pożądańszem dla jurgieltników. Nienawidzili oni Legji świętej, a nieraz ryzykowali życie dla niewytłumaczonej przyjemności spełniania tych puharów. Teraz też natychmiast rozległy się wołania o nie. Wiedziano, że czary te były w schowaniu u Syssitów, to jest stowarzyszenia kupców ucztujących wspólnie.
Wysłani niewolnicy powrócili, niosąc odpowiedź, że wszyscy członkowie Syssitów spoczywali we śnie.
— Niechaj ich rozbudzą, — wołają tłumy.
Po tym znowu kroku oznajmiono, że puhary są zamknięte w świątyni.
— Niechaj ją otworzą, — odrzekli.
A gdy nakoniec drżący niewolnicy wyznali, iż są w rękach generała Giskona, tłum rozszalały zawrzasnął:
— Niech więc on je przyniesie.