Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/114

Ta strona została przepisana.

wyższe szańce, tak, iż niepodobna było przeniknąć wzrokiem za mury.
Roztropny Grek oszczędzał swoich ludzi, obmyślał plany i przypominał sobie strategiczne pomysły, jakie poznał kiedyś w długich swych podróżach. Ale dlaczego Narr-Havas nie przybywa? To pytanie niepokoiło wszystkich.
Nakoniec Hannon ukończył swoje przygotowania. Podczas jednej bezksiężycowej nocy, przeprawił się na tratwach ze słoniami i żołnierzami przez zatokę Kartagińską, potem okrążyli górę Wód Ciepłych, unikając spotkania z Autharytem, lecz szli tak wolno, że zamiast napaść rankiem barbarzyńców, jak to planował suffet, dosiągnięto ich dopiero w połowie dnia trzeciego.
Od strony wschodniej Utyki rozciągała się płaszczyzna aż do wielkiej laguny Kartagińskiej, poza nią na prawo między dwoma wzgórzami leżała dolina. Barbarzyńcy obozowali na lewo, aby otoczyć zewsząd przystęp do portu. Zmęczeni po ostatniej utarczce, spoczywali w namiotach, gdy zwolna postępujące z poza wzgórzy, ukazało się wojsko kartagińskie. Oba skrzydła zapełnione były ciurami obozowemi zbrojnemi w proce. Gwardja legji w rynsztunkach ze złotej łuski tworzyła pierwsze szeregi, na wielkich koniach z obciętemi uszami i grzywami. Te konie — wśrodku czoła nosiły srebrne rogi, czyniące je podobnemi do nosorożców — pomiędzy szwadronami przebiegali młodzieńcy w małych kaskach na głowie, trzymając w każdej ręce jesionowe dziryty. Długie piki ciężkiej piechoty sunęły za niemi. Wszyscy kupcy i mieszczanie przywdziali na siebie mnóstwo rozmaitej broni i dźwigali jednocześnie siekiery, lance, maczugę i dwa miecze. Niektórzy byli opatrzeni grotami i okryci rogowemi lub żelaznemi pancerzami.