Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/126

Ta strona została przepisana.

zonej tam woddali. Jego zamiary i wspomnienia niby zmącone fale wirowały mu po głowie niewypoczętej jeszcze po podróży okrętem; jakaś niemoc go opanowała. Czuł się coraz słabszym aż zapragnął poszukać wzmocnienia u bogów.
Więc dlatego wstąpił na ostatnie piętro swego domu i tam, wydobywszy ze złotej muszli zwieszonej u pasa małą spatulę najeżoną gwoździami, otworzył nią niewielki owalny pokoik.
Cieniutkie czarne blaszki wprawione w ścianę i przezroczyste jak szkło, przepuszczały łagodne światło; pomiędzy takiemi jednakowemi blaszkami były wydrążone jamy podobne do otworów w gołębnikach, a w każdej z nich tkwił kamień ciemny okrągły, który zdawał się być bardzo ciężki. Przyjętem było, że ludzie wykształceni czcili te meteory spadłe z księżyca. One były symbolami ciał niebieskich; przez ich kolor oznaczano niebo, ogień, noc, a ściśliwość ich wyrażała spójność materji ziemskich. Duszne powietrze panowało w tym tajemniczym przybytku; piasek morski, naleciały zapewnie przez szpary drzwi, przypruszył nieco okrągłe kamienie ułożone w framugach. Hamilkar końcem palca policzył je zkolei, a potem ukrył twarz pod zasłoną szafranowego koloru i padł na ziemię z wyciągniętemi rękoma.
Przez ciemne szyby z materjału, zastępującego szkło dzisiejsze z własnością odbijania przedmiotów zewnętrznych, widać tylko rysujące się w czarnej barwie krzewy, kwiaty, pagórki i ludzi, wśród tego krążących. Światło zaś zachodzącego słońca z przestraszającą nieruchomością błyszczało wśród tego posępnego tła, nakształt ognistej kuli zapadłej w głęboką otchłań przeszłości.
Hamilkar przywoływał w swej myśli wszystkie symbole i zaklęcia bogów, aby uzyskać od nich po-