Po ich odejściu powstał zgiełk jakiś przed drzwiami. Ktoś chciał wejść pomimo oporu służby, a Hamilkar dosłyszawszy to, rozkazał wprowadzić nieznanego gościa.
Wtedy ukazała się stara murzynka, zgarbiona, drżąca, z miną głupawą, otulona w szerokie płachty z siwego płótna. Przystąpiła ona zwolna do suffeta, i spojrzała nań znacząco.
Hamilkar zadrzał cały, skinieniem ręki odprawił niewolników, a nakazując ostrożność, pociągnął murzynkę do dalszych pokojów.
Tam znalazłszy się sam na sam, rzuciła się ona najpierw do ucałowania stóp suffeta, lecz ten przerwał, mówiąc gwałtownie:
— Gdzie go pozostawiłeś Iddibalu?
— Tam, panie, na dole — była odpowiedź, i natychmiast mniemana murzynka zrzuciwszy swe osłony, rękawem sukni wytarłszy z twarzy czarną barwę, wyprostowawszy zgarbione plecy, ukazała się w postaci starca silnego, z cerą ogorzałą od słońca i wiatru; kosmyk białych włosów sterczał na gołej czaszce jak skrzydełko ptasie, a starzec uśmiechał się z szyderstwem, patrząc na leżące na ziemi przebranie.
— Dobrze uczyniłeś Iddibalu, bardzo dobrze, i suffet przenikając go badawczym wzrokiem dodał niespokojnie: — Czy tylko nikt jeszcze nie podejrzewa?
Starzec przysięgał na Kabirów, że tajemnica święcie dochowana. Mówił, że o trzy dni drogi od Hadrumetu przebywali w chacie na wybrzeżu morskiem, wśród wzgórzy piaszczystych zarosłych drzewami palmowemi i zaludnionych jedynie przez żółwie.
— Tak, podług twego, o panie, rozkazu przyuczam go rzucać pociski i powodować zaprzęgiem.