każdego miesiąca powracaj do Kartaginy, pamiętaj o wszystkiem, kochaj go, i mów mu już teraz o Hamilkarze.
Niewolnik przywdział zrzucony kostjum i obydwa razem wyszli z domu i portu.
Flamilkar szedł sam, pieszo bez eskorty i pochodni, gdyż zgromadzenia senatu w okolicznościach tak niezwykłych odbywały się w wielkim sekrecie i zbierano się na nie potajemnie.
Najpierw więc udał się wzdłuż wschodniej strony Akropolu, dalej przez targowisko jarzyn, galerje Kinisdo i przedmieście handlujących pachnidłami. Na ulicach światła coraz rzadziej błyskały, coraz głębsza cichość panowała, czasem tylko niby widma jakieś sunęły w ciemnościach. Jedne znikały, drugie przybywały znowu a wszystkie dążyły tak jak i suffet w kierunku Mappalów.
Świątynia Molocha zbudowaną była u stóp pochyłego wąwozu, w ponurej ustroni; widać tam było jedynie wysokie i niedokończone mury niby ściany potwornego grobowca. Noc ciemna zapanowała wokoło i całun mgły szarej zdawał się ciążyć nad morzem. A fale uderzały o urwiska z głuchym odgłosem chrapania i jęku...
Widma nikły bez śladu jak gdyby przepadając wśród murów, lecz natychmiast po przebyciu bramy, znajdowali się wszyscy w obszernym, kwadratowym, otoczonym arkadami dziedzińcu, w pośrodku którego wznosił się gmach ośmiokątny.
Wysokie kopuły uwieńczały wierzchołek tego gmachu, otaczając drugie piętro, które tworzyło rotundę mieszczącą w sobie ostrokrąg zakończony wielką kulą. Światła błyskały w ażurowych cylindrach, przytwierdzonych do długich żerdzi, które nieśli ludzie mający złote grzebienie w zaplecionych włosach.
Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/130
Ta strona została przepisana.