Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/154

Ta strona została przepisana.

Suffet słuchał ciekawie wyliczania szczegółów domowych, nie przerywając monotonnego powtarzania cyfer. Nagle głos Abdalonima przycichnął i on sam, dozwoliwszy upaść na ziemię listkom drewnianym, rzucił się na twarz z wyciągniętemi rękami, jak zwykli byli czynić winowajcy.
Hamilkar bez wzruszenia podniósł tabliczki rozrzucone — lecz wkrótce oczy jego zabłysły dzikim ogniem i wargi się poruszyły gwałtownie, gdy spostrzegł w wydatkach jednego dnia, wymienioną niesłychaną ilość skonsumowanego mięsa, ryb, ptastwa, win, przypraw, oraz potłuczonych waz, ubytek niewolników, straty dywanów etc. Abdalonim wciąż bijąc czołem o ziemię, wyjaśnił, że to był dzień festynu barbarzyńców, — że niepodobna było oprzeć się rozkazom senatu i że oprócz tego Salammbo nakazała nie szczędzić kosztów na ugoszczenie żołnierzy.
Na imię swej córki suffet zerwał się gwałtownie. Po chwili jednak, ściskając zęby, przysiadł napowrót na poduszkach i rozrywał frendzle paznokciami, oddychając ciężko z utkwionym w jeden punkt wzrokiem. — „Wstań”, — przemówił nareszcie i postąpił sam z miejsca. Abdalonim szedł za nim, nogi mu się trzęsły, jednak ujmując sztabę żelazną, zaczął z wysileniem wyważać płyty. Drewniana tarcza odskoczyła i wkrótce ujrzeli się na długim kurytarzu, w którym było wiele ogromnych pokryw zamykających skrzynie wkopane w ziemię, a napełnione zbożem.
— Spojrzyj, Źrenico Baala, — mówił drżący intendent — mamy jeszcze dosyć zapasów; skrzynie te są głębokie na pięćdziesiąt łokci każda a napełnione do brzegu. Podczas twojej nieobecności kazałem wydrążać takie schowania wszędzie, w arsenałach, w ogrodach i dom twój jest dziś tak pełen zboża, jak serce twoje mądrości. — Uśmiech zadowolnienia przemknął po licu Hamilkara. — „To dobrze, Abdalonimie”, a schylając się do ucha wiernego sługi, po-