mionego gniewu na kimkolwiek, i skazał odrazu do kopalń wszystkich niewolników przeznaczonych do robót w ogrodach.
Abdalonim tymczasem drżał za każdym razem, gdy widział Hamilkara zawracającego ku parkom. Lecz na teraz jeszcze udał się on drogą prowadzącą do młynów, skąd dochodził posępny odgłos.
Wpośród gęstej kurzawy obracały się ciężkie kamienie młyńskie urządzone w taki sposób, iż dwa ostrokręgi z porfiru ustawione były na sobie, jeden z nich wyższy, opatrzony lejkiem, kręcił się na drugim za pomocą mocnych drągów. Ludzie jedni popychali to koło siłą swych piersi i ramion, a drudzy zaprzęgnięci do niego ciągnęli z drugiej strony, Tarcie chomąt sformowało im około pachy zaropiałe wrzody, jak to się widuje czasem na grzbiecie osła. Czarny brudny łachman okrywający cokolwiek krzyże tych biedaków, wisiał do dołu i uderzał ich po łydkach jak bydlęcy ogon. Oczy mieli zaczerwienione, kajdany dzwoniły na nogach, piersi dyszały zgodnym przyspieszonym oddechem. Na ustach przytwierdzano im bronzowemi łańcuszkami kagańce, aby nie mogli jeść mąki; rękawice bez palców okrywały ich ręce, aby nie mogli jej nabrać.
Za wejściem pana drewniane belki silniej uderzyły, tłukąc ziarno na miazgę. Wielu upadło na kolana, lecz inni, kończąc robotę, przeszli po nich.
FHamilkar zapytał o Giddenema, dozorcę niewolników. Ukazał się on w całym przepychu piastowanej godności, bogato strojny w tunikę z cienkiej purpury, która rozcięta była na bokach; ciężkie obrączki wisiały mu w uszach, złoty sznurek jak wąż około drzewa owijał jego biodra. W palcach ozdobionych pierścieniami trzymał naszyjnik z paciorków agatowych.
Władca rozkazał odjąć kagańce, a wtedy wszyscy niewolnicy z okrzykiem zgłodniałych zwierząt
Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/161
Ta strona została przepisana.