Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/175

Ta strona została przepisana.

godzinny spoczynek. Jak tylko zaświtało słońce, ruszono z miejsca; najprzód szły słonie, dalej piechota z lekką kawalerją na tyłach a nakoniec falanga.
Barbarzyńcy obozujący pod Utyką i o piętnaście mil dalej przy moście, zdumieni zostali widokiem falującej ziemi. Wiatr, wiejąc silnie, pędził kłębami piasku, które się porywały z ziemi I zaciemniały szaremi obłokami powietrze, zasłaniając przed oczyma jurgieltników armję punicką. Widząc rogi umieszczone na kaskach kartagińskich wojowników, sądzono, że to jakieś stado wołów się porusza, lub też znowu złudzenie sprawiane powiewającemi płaszczami kazało się domyślać skrzydeł ptaków; ci, co wiele zwiedzili świata, tłumaczyli, że to wszystko jest skutkiem zwodniczego mirażu. Jednakże widocznem było, iż jakaś olbrzymia masa się zbliża. Małe dymy, niby wyziewy oddechów wznosiły się nad powierzchnią pustyni. Słońce coraz jaśniej rozświecało horyzont a blask od ogni, który dawał się dostrzegać, niknął teraz w świetle jaśniejszem tak, że niepodobna było oznaczyć odległości tego zjawiska. Wzrok ginął wśród niezmiernej równiny rozpościejącej się wokoło a falowanie prawie nieznaczne usuwało aż na ostatni kraniec horyzontu błękitną linję, którą uważano za morze. Żołnierze dwuch armji, wyszedłszy z pod namiotów, poglądali z ciekawością; mieszkańcy Utyki wstępowali na wały, aby lepiej widzieć.
Nareszcie można było rozróżnić liczne szeregi najeżone jednostajnemi szpicami. Coraz zgęszczałysię i rosły. Czarne wzgórza coraz widoczniej poruszały się naprzód, a nakoniec zjawiły się niby gaje czworokątne... to były słonie i lance. Na ten widok rozległ się okrzyk: „Kartagińczycy!“ i wszyscy żołnierze z pod Utyki i mostu, nie czekając sygnałów ani rozporządzeń — rzucili się bez porządku na wojsko Hamilkara.
Słysząc to imię, Spendius zadrżał, powtarzając machinalnie: „Hamilkar, Hamilkar — a Mathona nie było —