Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/18

Ta strona została przepisana.

a szkarłatne ich języki wywieszone i podobne do wędek rybackich, wyciągały się dotykając płomienia.
Potem znów nieprzerywając, Salammbo śpiewała, jak Melkart po zwycięstwie Masisabala powiesił na przodzie swego okrętu ściętą głowę wroga. Z każdem poruszeniem żagli głowa ta zagłębiała się w bałwanach i znów słońce ją osuszało, tak, iż stała się twardszą od złota, tylko oczy nie przestawały wylewać łez.
Śpiewała to wszystko w starem narzeczu chananejskim, którego nie rozumiejąc, barbarzyńcy pytali ciekawi, co ona opowiada z tak dziwacznemi gestami. Ściśnięci wokoło po stołach i łożach, wspinając się na gałęzie sykomoru starałi się pochwycić wątek historji, która rozwijała w ich wyobraźni cuda tajemniczej teogonji jak niedościgłe widziadła w obłokach.
Kapłani jedynie rozumieli śpiew Salammbo. Ich ręce ugięte pod ciężarem dźwiganych lir, drżąc, wydobywały jęki posępne. Lękliwsi od zgrzybiałych kobiet, trzęśli się przejęci zarówno mistyczną trwogą i obawą uzbrojonych żołdaków. Barbarzyńcy jednak, nie troszcząc się o nich wcale, słuchali śpiewu dziewicy. Nikt przecież nie wpatrywał się w nią tak, jak jeden młody dowódca numidyjski, stojący na stole między wojownikami swego narodu. Jego pancerz tak był najeżony grotami, że formował garb pod obszernym płaszczem, przywiązanym do skroni skórzanym paskiem. Fałdy tego płaszcza, okalające ramiona, rzucały cień na oblicze, tak że tylko płomienie iskrzących oczu widzieć się dawały.
Młodzian ten wypadkiem znajdował się na dzisiejszej uroczystości. Ojciec przeznaczył mu pobyt u Barkasów, podług zwyczaju królów wysyłających swe dzieci na wielkie dwory dla ułatwienia im stosunków. Jednak od sześciu miesięcy, jak Nar-Havas tu przebywał, nie