Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/210

Ta strona została przepisana.

na podobieństwo niby firmamentu ustrojonego w gwiazdy zżółkła obecnie, okryła się zmarszczkami, zmiękła i rozszerzyła się na schudzonem ciele; zbutwiały mech porastał wokoło głowy, w kącikach zaś jego powiek dostrzegano czerwone punkciki, które zdawały się poruszać. Od czasu do czasu Salammbo zaglądała do jego koszyka ze srebrnych nici, w którym na rozpostartej osłonie z purpury były liście lotusu i puch ptasi — ale wąż pozostawał ciągle zwinięty i nieruchomy niby bluszcz uwiędły. Dziewica, patrząc na ego, czuła w swem sercu jakgdyby śrubującego się drugiego węża, który powoli sunął aż do gardła i dusił ją straszliwie.
Ona wciąż była niepocieszoną z powodu widzenia welonu, a pomimo tego czuła jakąś radość i dumę. Wszakże święta tajemnica była utajoną w tych cudownych zwojach. Wszakże to był obłok osłaniający samych bogów, zagadka nieśmiertelnej istności! To też Salammbo oburzając się na siebie samą, nie mogła odżałować, że go nie uniosła.
Spędzała zwykle dni całe w głębi swoich komnat z założonemi rękoma, z wpółotwartemi usty, schyloną głową i nieruchomym wzrokiem... Myślała o ojcu, pragnęła pójść za nim w góry Fenicji, odbyć pielgrzymkę do świątyni w Afaka, gdzie Tanita zstąpiła w postaci gwiazdy, wszelkie bowiem inne formy objawienia bogini odstręczały i trwożyły dziewicę. Coraz większa samotność roztaczała się wokoło niej, nie wiedziała nawet, co się dzieje z Hamilkarem.
Czasem znużona temi myślami, przechadzała się po wielkiej sali, w której tylko odgłos jej małych sandałków się rozlegał. Topazy i ametysty na posadzce świeciły tu i owdzie drżącym połyskiem, a Salammbo, stąpając po nich, odwracała niekiedy głowę, aby spoj-