na które spadał sznurek z zawieszonym szmaragdowym klejnotem, przy uszach miała dwa szafiry, a przy tych wydrążone perły napełnione wytworną perfumą. Z pereł sączyła się wonność zraszająca odkryte ramiona. Matho ścigał wzrokiem te spadające krople.
Niezwalczona ciekawość pociągnęła go, i niby dziecię, wznosząc rękę za nieznanym owocem, dotknął zlekka piersi cudnej dziewicy.
To dotknięcie, zaledwie dające się uczuć, przeniknęło barbarzyńca aż do głębi... Jakieś gwałtowne wzburzenie całej jego istoty porwało go ku niej... pragnął ją objąć, utulić, pochłonąć. W piersiach gorzały płomienie szalonej żądzy, usta drżały z niecierpliwości.
Ujął ją za ręce, pociągając ku sobie i wpatrywał się chciwie w jej czarowną postać, powtarzając:
— Jakże jesteś piękną — jakże piękną!...
Wzrok jego wlepiony w dziewicę sprawiał jej niewypowiedzianą boleść, a to uczucie tak silnie się wzmagało, iż prawie gwałtem wyrywały się z ust biednej wykrzyki trwogi, które zaledwo wspomnienie Schahabarima zdołało zagłuszyć.
Matho trzymał wciąż jej drobne ręce w swych dłoniach, a ona pomimo rozkazu kapłana, odwracając twarz, usiłowała go odepchnąć. Barbarzyniec z rozkoszą upajał się wonią płynącą od jej postaci. Zdawało mu się, że jakiś pachnący obłok, niby dym z kadzielnicy unosi się koło niej, że jakaś nieskończona woń róż, pachnideł i miodu ją otacza.
Lecz skądże ona tutaj się znajduje, w jego namiocie i w jego mocy? Co ją tu sprowadza? Miałażby przybywać po welon bogini?.. Ręce wojownika „opadły, pochylił głowę przygnębiony myślami.
Wtedy Salammbo, chcąc go wzruszyć, przemówiła rzewnym głosem: