— Ja, Tanitą? — powtórzyła Salammbo.
Zamilkli na chwilę. Grzmot się rozległ woddali, owce beczały, zestraszone burzą. On znowu mówił:
— Zbliż się, o zbliż się bez trwogi! Niegdyś ja byłem tylko nędznym żołnierzem posród gminu jurgieltników, i tak pokorny, że służyłem innym, znosząc drzewo na swych ramionach. Czyż mnie obchodziła co Kartagina. Tłum jej mieszkańców ginie mi;w prochu twojego obuwia, wszystkie jej skarby, floty i wyspy oddałbym za świeżość ust twoich, za jasność twego ramienia! Lecz ja pragnąłem skruszyć jej mury, aby się dostać do ciebie, aby cię posiadać. Tymczasem mszczę się za przeszłość i depcę tych ludzi jak skorupy, rzucam się na falangi, własnemi rękami łamię kindżały, wstrzymuję rozhukane rumaki. Cios katapulty mnie nie przeraża. Och, gdybyś wiedziała jak w czasie bitwy myślę o tobie!... Nieraz wspomnienie jednego ruchu, lub szmeru twej sukni porywa mnie i kieruje niby wędzidło. Widzę twe oczy w błysku strzał, w świecących ozdobach puklerzy! Słyszę głos twój w brzmieniu muzyki wojennej. Odwracam się, szukam, a nie znajdując, rzucam się w odmęty walk i zapasów!...
Podniósł rękę, na której wydatne żyły krzyżowały się niby bluszcze wokoło drzewa. Pot spływał po piersi między muskułami. Oddech podnosił pierś razem z bronzową przepaską ozdobioną rzemieniami spadającemi do kolan tak twardych, jak marmur. Salammbo przywykła widzieć niewolników, była zdumiona taką siłą męża!,.. Była to może kara bogini, czy też wpływ Molocha krążącego wkoło niej pośród pięciu potężnych armij. Opanowana znużeniem, słuchała w osłupieniu rozlegających się okrzyków straży.
Światła lampy wahały się od powiewów gorącego wiatru morskiego. Chwilami ukazywały się jeszcze
Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/235
Ta strona została przepisana.