Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/265

Ta strona została przepisana.

obłok opadający na ziemię: była to niezliczona liczba negrów. Przybywali oni od strony. Haruszu białego i czarnego, z pustyni Augylu, a nawet z wielkiej przestrzeni Agazymby, która jest o cztery miesiące na północ Garamantów i dalej jeszcze. Pomimo ozdób z różnego drzewa, niechlujstwo czarnej skóry czyniło. ich podobnymi do morwy utarzanej w błocie. Nosili spodnie z włókna kory drewnianej, tuniki z wysuszonej trawy, pyski zwierząt na głowie, a wyjąc jak wilki, potrząsali prętami pełnemi nawieszanych obrączek i wznosili na drzewcach uczepiane ogony bydlęce naśladując sztandary.
Poza Numidami, Mauruzjanami i Getulami, cisnęły się ludy żółtawej cery, przebywające poza Taggirem w lasach cedrowych, kołczany z kociej sierści uderzały ich po ramionach; prowadzili na smyczach ogromne psy tak wysokie jak osły, które wcale nie szczekały. Nakoniec jakgdyby Afryka nie mogła się dostatecznie wyludnić i jakgdyby dla pomnożenia żywiołów wściekłości, potrzeba jej było zniżać się aż do najnikczemniejszych ras, widziano znajdujących się między przybyszami ludzi ze zwierzęcą fizjognomją i z idjotycznym uśmiechem, nędzarzy strawionych obrzydłemi chorobami, pigmejczyków potwornych, mieszańców wątpliwej płci, albinosów, których czerwone oczy mrugały do słońca; a wszyscy wydawali niezrozumiałe dźwięki, i kładli palce do ust, dając do zrozumienia, że cierpią głód.
Dobór broni — niemniej był różnorodny jak mieszanina odzieży i narodowości. Znajdowały się tu wszelkie wynalazki do zadawania śmierci, zacząwszy od puginałów drewnianych, kamiennych toporów, trójzębów z kości słoniowej aż do długich mieczy ząbkowanych jak piły a cienkich i robionych z blachy miedzianej gnącej się niby pióra. Niektórzy władali