Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/269

Ta strona została przepisana.

był właśnie do miejsca, w którem zapamiętał szparę podłużną. Przez trzy godziny, to jest do samego rana pracował ciężko, chwytając zaledwo niekiedy cokolwiek powietrza przez spojenia płyt; upadając ze znużenia, ileż to razy był bliskim śmierci.
Nakoniec dał się słyszeć trzask jakiś okropny, olbrzymi kamień, odskakując od arkad wewnętrznych, stoczył się.na dół, i nagle wodospad, ba, rzeka cała buchnęła na płaszczyznę; wodociąg, obalony w połowie, przewrócił się. Było to hasłem śmierci dla Kartaginy, a zwycięstwem dla barbarzyńców. W tejże chwili Kartagińczycy rozbudzeni ukazali się na murach, na domach, na świątyniach. Barbarzyńcy oddawali się szalonej radości, tańczyli wokoło wielkiego spadku wody, i z radości biegli skrapiać nią swe głowy.
Na szczycie zaś wodociągu ukazał się człowiek odziany burą, podartą tuniką. Pochylał się on nad brzegiem z rękami założonemi wtył i poglądał, zdając się sam dziwić własnemu dziełu.
Wkońcu, wyprostowawszy się, obiegł dumnym wzrokiem horyzont, jakgdyby mówił:
— Wszystko teraz do mnie należy!
Oklaski barbarzyńców rozległy się wokoło, a Kartagińczycy, pojmując swój upadek, zawyli z rozpaczy. Wtedy Spendius zaczął biegać po platformie i, niby przewódca triumfalnego wozu na igrzyskach olimpijskich, uniesiony dumą wzniósł wgórę ręce.