Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/290

Ta strona została przepisana.

Był to olbrzymi helepol otoczony mnóstwem żołnierzy, którzy trzymali go się rękami i nogami, ciągnąc za liny a pchając plecami, spadzistość bowiem tutaj okazała się niemożebną do przebycia dla tak nadzwyczajnie ciężkiej machiny. Miała ona wprowadzić ośm kół opasanych żelazem i posuwała się zwolna od samego rana, podobna do góry wznoszonej na drugą górę. Dalej ukazał się w dolnej części olbrzymi taras i mieszczący się we wnętrzu jego, niby posągi z żelaza, opancerzeni żołnierze. Widać ich było na podwójnych schodach łączących piętra; niektórzy czekali na sposobność uchwycenia się murów. Wpośrodku zaś platformy wyższej rozwijały się kłęby sznurów i ogromny drąg katapulty spadał powoli.
Hamilkar znajdował się w tej chwili na dachu Melkharta! Sądził, że straszna machina zwróci się głównie w tę stronę, jako w miejsce murów najwięcej niezdobytych i z tej przyczyny ogołoconych z placówek. Rozkazał zatem niewolnikom znosić naczynia skórzane z wodą w dwie przegrody z gliny utworzone, poprzecznie i formujące rodzaj sadzawki. Woda tam umieszczona wylewała się na taras, a Hamilkar, (co było rzeczą zdumiewającą) nie zdawał się tem niepokoić.
Lecz gdy już helepol był o trzydzieści kroków, — suffet kazał pozakładać pomiędzy. domami deski od studzien aż do szańcow i tą drogą ludzie znosili wodę w amforach i kaskach, którą wypróżniali bezustannie. Kartagińczycy żałowali wody zmarnowanej... lecz nagle gdy taran dotykał już murów, fonntanna obfita puściła się ze spojeń kamieni. Ogromna masa ze spiżu i bronzu o dziewięciu piętrach, mieszcząca w sobie więcej jak trzy tysiące żołnierzy, rozpoczęła wolno bujać się niby okręt.