Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/297

Ta strona została przepisana.

i wprowadził przybyłych do domu handlowego. Przyzwani niewolnicy czuwali naokoło.
Udał się do komnat Sallammbo okropnie pognębiony. Tam ujął jedną ręką Hannibala, drugą oberwał pętlice odzieży, którą ściągnął z chłopca; potem zawiązał mu ręce i nogi, przeciągnął końce przez usta, tworząc knebel, i skrępowanego schował pod rzemienne łoże, zapuszczając do ziemi fałdzistą draperję.
Następnie zaczął chodzić gwałtownie po komnacie, podniósł ramiona, obrócił się, gryząc wargi, a potem stanął z wlepionemi w jeden punkt oczyma, chwiejąc się, jakgdyby bliski był śmierci. Lecz nagle... uderzył trzy razy w dłonie, Giddenem wszedł.
— Słuchajno! — rzekł do niego — idź i wybierz pomiędzy niewolnikami dziecię płci męskiej od ośmiu do dziesięciu lat wieku, z czarnemi włosami i wypukłem czołem, — przyprowadź mi je tutaj, a spiesz się.
Wkrótce Giddenem powrócił, prowadząc chłopczynę.
Było to bardzo wynędzniałe dziecię, wychudłe i napuchnięte zarazem, z cerą szarą podobną do obrzydliwego łachmana wiszącego na niem. Spuszczał głowę i odwróconą ręką przecierał oczy, które mu obsiadały muchy. Czy można by wziąć je za Hannibala? Lecz nie było czasu do wybierania innego.
Hamilkar spojrzał na Giddenema, jakgdyby miał chęć go udusić.
— Idź precz — rzekł. Dozorca niewolników zniknął za drzwiami.
A więc nieszczęście, przed którem tak długo się chronił, nastąpiło, a on z wysiłkiem dzikiej rozpaczy szukał sposobu uniknięcia go.
Abdalonim ozwał się za drzwiami. Przyzywano