Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/306

Ta strona została przepisana.

wiono na ziemi, a dymy z kadzielnic wznosiły się pro-stopadle niby olbrzymie drzewa rozwijające pośród lazuru swe sine gałązki.
Wielu widzów omdlało, niektórzy stali bezwładni i skamienieli w ekstazie. Nieopisana ciężkość zaległa na piersiach, ostatnie zgiełki cichły powoli a lud kartagiński zaledwie dyszał, przejęty żądzą spodziewanych okropności.
Nakoniec wielki kapłan Molocha wsunął rękę pod welon ukrywający dzieci i wyrywał im z czoła kosmyki włosów, które rzucał w płomienie. Ludzie w czerwonych szatach zaintowali hymn święty:
„Cześć tobie słońce, władco dwuch stref, stwórco zapładniający, ojcze i matko, ojcze i synu, boże i bogini, bogini i boże!”
A głos ich niknął w wybuchach instrumentów odzywających się razem dla zagłuszenia krzyków ofiar. Szeminity z ośmiu strunami, kinnony z dziesięcioma, i nobale o dwunastu strunach skrzypiały, piszczały, dzwoniły... Olbrzymie naczynia skórzane najeżone rurkami sprawiały silne pluskanie wody, tamburyna uderzane rękami brzmiały odgłosem głuchym i przyspieszonym, a pomimo gwałtowności trąb, słychać było salsalimy, szczękające na kształt skrzydeł szarańczy.
Hierodulowie długiemi hakami roztworzyli siedm przedziałów mieszczących się w posągu Baala. Do najwyższego wprowadzono mąkę, do drugiego dwie synogarlice, do trzeciego małpę, do czwartego barana, w piątym umieszczono owcę, a ponieważ nie było wołu do zawarcia go w szóstej przegrodzie, przeto rzucono tam skórę wyprawną wziętą z przybytku. Siódma skrzynia pozostawała jeszcze próżną.
Zanim przystąpiono do dzieła, trzeba było wypróbować rące Baala. Cienkie łańcuszki, idące od jego palców sięgały ramion i spadały ztyłu, gdzie ludzie