Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/333

Ta strona została przepisana.

że wkrótce bój stał się ożywiony i straszny. Co chwila dwuch ludzi oblanych krwią rzucało się w wspólne objęcia i umierało wśród pocałunków. Żaden się nie cofnął, padali razem na porzucone tarcze. To konanie było tak okropnem, że Kartagińczyków nawet przejmowała trwoga.
Nakoniec zatrzymali się. Piersi ich wydawały ochrzypły głos, a z pod długich włosów zwieszonych wyglądały zaiskrzone źrenice. Niektórzy rzucali się jak pantery ranne na swych towarzyszy. Inni nieruchomo spoglądali na trupa powalonego u stóp swoich. Potem Szarpali twarz paznokciami, chwytali oburącz za miecze i zatapiali je we własnem łonie.
Pozostało ich tylko sześćdziesięciu; ci wołali pić; rozkazano im porzucić miecze i przyniesiono wody. Gdy zaś czerpali twarzą zagłębioną w naczyniach, sześćdziesięciu Kartagińczyków, przyskoczywszy ztyłu przebiło ich swemi sztyletami.
Hamilkar przystał na to, chcąc przypodobać się swej armji i tą zdradą przywiązać ją do swej osoby.
Wojna tedy była ukończona, jak sądzono. Matho nie zdoła się opierać, a suffet niecierpliwy nakazał wojsku swemu ruszyć w pochód.
Szpiedzy donieśli, że zauważono oddział nieprzyjacielski, dążący ku górze Ołowianej. Hamilkar jednak nie troszczył się tem wcale, zwyciężywszy jurgieltników, nie czuł obawy co do band koczowniczych.
Głównie mu teraz zależało na opanowaniu Tunisu — to też pośpieszył w tą stronę.
Jednocześnie wysłał Narr-Havasa do Kartaginy z radosną wieścią o zwycięstwie. Król Numidów dumny swojemi czynami, przedstawił się u Salammbo.

Dziewica przyjęła go w ogrodzie, siedząc pod cienistym jaworem na poduszkach ze skóry żółtej