wanego na wybrzeżu, przepowiadał barbarzyńcom, że wszyscy zginą straszniej jeszcze od niego.
Był on istotnie bezzwłocznie pomszczonym, bo z drugiej strony miasta pośród odblasku płomieni i obłoków dymu konali również na krzyżach posłowie jurgieltników.
Niektórzy, utraciwszy zrazu zmysły, ożywili się powiewem wiatru. Widziano ich przybitych gwoździami za ręce powyżej głowy. Krew z rąk i nóg sączyła się wiełkiemi kroplami powoli, niby z gałązek drzewa opadające dojrzałe owoce. Kartagina, zatoka, góry i doliny, wszystko wkoło nich zdawało się obracać niby olbrzymie koło. Niekiedy obłok kurzu powstający z ziemi zasypywał im oczy kłębami, straszne pragnienie paliło język, który zasychał w ustach. Czuli spływający po sobie pot lodowaty wraz z uchodzącem życiem. Dostrzegali zdaleka ulice zapełnione żołnierstwem, widzieli błyskające miecze, głuchy zgiełk walki ich dochodził niby szum morza, jęk rozbitków, umierających na szczątkach okrętu.
Italjoci, silniejsi od innych, wydawali krzyki. Lacedemończycy ucichli z przymkniętemi oczyma. Zarxas, tak wytrzymały niegdyś, wisiał, jak złamana trzcina. Etjopczyk przy nim opuścił głowę wtył poza ramię krzyża. Autharyt nieruchomy przewracał oczyma, a długie jego włosy zaczepione o drzewo trzymały się prosto nad czołem; chrapanie, które wychodziło z jego piersi, podobne było raczej do gniewnego mruku. Co zaś do Spendiusa, ten nabrał osobliwszej odwagi, pogardzał życiem w tej pewności, że zostanie wyswobodzony zupełnie i oczekiwał z obojętnością śmierci.
Jeszcze w chwilach omdlenia doznawali przykrego bardzo uczucia z dotknięcia piór muskających po ich twarzach. Olbrzymie skrzydła bujały ponad nie-
Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/340
Ta strona została przepisana.