o nich mówiono niż o poległych obywatelach. Lecz nazajutrz, gdy ujrzano na górze Wód Gorących rozpięte namioty jurgieltników, o których mniemani, że są całkiem pobici, rozpacz opanowała stolicę tak głęboka, że wielu ludzi, a osobliwie kobiet rzuciło się głową w przepaść z szczytu Akropolu.
Nikt nie znał dalszych zamiarów Hamilkara, który żył samotnie w swoim namiocie, mając przy sobie tylko jednego chłopczynę. Nie jadał z nikim, nawet z Narr-Havasem. Chociaż temu ostatniemu od czasu Śmierci Hannona okazywał szczególne względy.
Ta bezczynność ukrywała widocznie głębsze plany. Hamilkar sztucznemi środkami potrafił sobie ująć naczelników wiejskich osad, i jurgieltnicy byli prześladowani, wypędzani wszędzie, odpychani, jak dzikie zwierzęta. Jeżeli weszli do lasu, drzewa wkoło nich się zapalały. Jeżeli pili wodę, źródło było zatrute. Zawalono jaskinie, w których chronili się na noc. Ludność, która ich dotąd broniła i dawała im pomoc, teraz najsrożej gnębiła — wśród ścigających band widzieli zawsze broń i zbroje kartagińskie.
Wielu jurgieltników dostawało na twarzy liszajów czerwonych, o których myśleli, że pochodzą z powodu dotykania się Hannona, lub też z jedzenia ryb w ogrodzie Salammbo; jednak, nie zrażając się tem, marzyli tylko o większych świętokradztwach i mocniejszem poniżeniu bogów punickich, których chcieliby całkiem wytępić.
Tak błądzili przez trzy miesiące; zrazu po wybrzeżu wschodniem, potem za górą Selloum aż do pierwszych piasków pustyni, szukając schronienia jakiegokolwiek. Utyka i Hippo-Zaryt nie zdradziły wprawdzie swych sprzymierzeńców, lecz Hamilkar opasał
Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/343
Ta strona została przepisana.