rzonej zapory i od strony wąwozu ukazały się śpiczaste paszcze, sterczące uszy i płowe źrenice. To były szakale śpieszące na ucztę lwich resztek.
Kartagińczyk, zwieszony ponad przepaścią, cofnął się, uchodząc z przerażeniem.
Kartagina upojona była radością, radością głęboką, ogólną, niezmierną, szaloną prawie, poosłaniano ruiny, odmalowano posągi bogów, gałązkami mirtów zasłano ulice, po rynkach wonne rozniecono kadzidła, a tłumy ludu cisnące się na ganki, ze swą różnobarwną odzieżą, wyglądały jak rozrzucone w powietrzu bukiety.
Bezustanny pisk głosów był przerywany niekiedy rozlegającym się donośnie okrzykiem roznosicieli wody skrapiających ulice. Niewolnicy Hamilkara rozdawali w jego imieniu jęczmień gotowany i kawałki mięsa surowego. Gromadzono się, ściskając wzajemnie ze łzami rozczulenia. Miasta syryjskie były zdobyte, Nomadowie rozproszeni, Barbarzyńcy wszyscy wytępieni zupełnie. To też na znak ogólnej radości ustrojono Akropol jasnokolorowemi osłonami, maszty galer Ściśnięte około tamy, błyszczały niby grobla z diamentów, wszędzie powracał porządek, nowe życie się zaczynało, wszędzie czuć było rozlane szczęście. Był to dzień zaślubin córki Hamilkara z królem Numidów. Na tarasie świątyni Khamona umieszczono trzy długie stoły zastawione kosztownemi wyrobami sztuki złotniczej, przy których mieli zasiąść kapłani,