zwyciężonem jakiemś odrętwieniem, jak człowiek, który zażył już napój mający mu śmierć sprowadzić, dozwalał się powodować całkiem niewolnikowi, a ten go uspokoił względem Narr-Havasa,
Jednego rana udali się wszyscy trzej na polowanie lwów. Spendius dostrzegł, że Narr-Havas trzyma ukryty pod płaszczem puginał i nie odstępował go na chwile. Powrócili bez dobycia tego puginału. Drugim razem Narr-Havas pociągnął ich daleko aż do granic swego królestwa, a gdy weszli w ciasny wąwóz, oświadczył, śmiejąc się, że nie zna dalszej drogi, Spendius ją jednak odszukał. Najczęściej przecież Matho posępny, jak wieszczek, błądził od wschodu słońca po polach, lub też rzucał się na piasek i nieruchomy zostawał tak do wieczora.
Zasięgał on rady wszystkich z kolei wróżbitów w armji. Był u takich, co obserwują chód wężów, umieją czytać w gwiazdach, dmuchają w popioły zmarłych. Zażywał galbanum (rodzaj gumy), roślinę zwaną seseli i jad żmii, który ma oziębiać serca. Murzynki śpiewając przy świetle księżyca barbarzyńskie swe pieśni, nakłuwały mu na czole skórę złotym sztyletem: przywdziewał rozmaite naszyjniki i amulety. Wzywał po kolei Baal-Kamona, Molocha, siedmiu Kabirów, Tanity i Wenery greckiej. Wyrzynał słowa przepisane na blasze miedzianej, rysował je w piasku na progu swego namiotu. Spendius słyszał go zawsze, jak jęczał i jak mówił sam do siebie. Jednej nocy wszedł do niego. Matho obnażony leżał jak trup na lwiej skórze z twarzą ukrytą w obu rękach. Lampa wisząca oświecała broń skrzyżowaną nad jego głową przy ścianie namiotu.
— Ty cierpisz, — przemówił niewolnik, — co ci brakuje, odpowiedz mi, — i ujął go za ramiona wołając:
— Panie, panie!