Pochyliła się całem ciałem dwakroć i trzykroć a potem upadła twarzą w pył z wyciągniętemi rękoma.
Niewolnica atoli podniosła ją zwolna, gdyż podług rytuału wymaganem było, aby korzącemu się ktoś obcy przerwał modły i powiedział, że bogowie je przyjęli; otóż stara mamka Salammbo nie omieszkała zwykle dopełniać tego religijnego aktu.
Kupcy Darytjeńskiej Getulji przyprowadzili ją byli małą dzieciną do Kartaginy, a zostawszy wyzwoloną nie chciała ona już później porzucić swoich panów, czego dowodziło prawe jej ucho przekłute. Spódniczka kolorowa pręgowana, ściskając jej biodra, spadła aż po kostki, gdzie spotykały się ze sobą dwa kółka cynowe. Twarz miała nieco płaską, żółtą jak tunika, którą nosiła. Ztyłu głowy nosiła błyszczące, bardzo długie szpilki srebrne, a w nozdrzach koralowy guzik.
Salammbo zbliżyła się ku brzegowi tarasu; oczy jej przebiegały chwilę po horyzoncie a potem spoczęły na mieście uśpionem. Wydała westchnienie, które wyniosło jej łono i poruszyło długą białą szatę wiszącą na niej bez pasa i bez spięcia. Nosiła sandały zakrzywione na końcu i niknące pod mnóstwem szmaragdów, włosy zaś puszczone swobodnie napełniały siatkę z nitek purpurowych.
Nagle wzniosła głowę, zwróciła wzrok na księżyc i wygłaszała fragmenty hymnu:
„Jakże lekko mkniesz podtrzymywana przez nietykalny eter! On się rozpostarł dokoła ciebie a ruch twojego biegu wywołuje wiatry i rosy urodzajne. W miarę jak ty wzrastasz lub ubywasz, wydłużają się lub zmniejszają oczy kotów i plamy panter. Niewiasty w bólach rodzenia przyzywają twoje imię! Ty wydymasz muszle, sprawiasz wrzenie wina, gnicie padliny, ty tworzysz perły w głębinach morskich!