Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/61

Ta strona została przepisana.

z granitu dźwigające dachówki złote. Wszystko to przedstawiało widok cudowny i niepojęty. Znać było tutaj nagromadzone pamiątki minionych wieków i zapomnianych krajów ojczystych.
Po za akropolem na gruncie czerwonym droga Mappalów, otoczona grobowcami, ciągnęła się brzegiem rzeki ku katakumbom. Obszerne zabudowania bogaczów rozlegały się wśród ogrodów, i ta trzecia część miasta, Megara, miasto nowe, zajmowała przestrzeń aż do przylądka, na którym umieszczona była olbrzymia latarnia morska błyszcząca światłem noce całe. Kartagina przedstawiała się uroczo żołnierzom spoczywającym na płaszczyźnie.
Usiłowali zdaleka rozpoznać gościńce i place. Świątynia Khamona naprzeciwko Syssitów miała złotą dachówkę, u Melkarta na lewo od Eschmuna widniały niby gałązki koralowe, ponad niemi Tanita wśród drzew palmowych zaokrąglała swoją miedzianą kopułę. Czarny Moloch wznosił się poniżej studzien w stronie morskiej latarni.
Na frontonach i na szczytach murów, po kątach placów i wszędzie, gdzie oko zasięgło, ukazywały się potworne głowy bóstw olbrzymich lub karłowatych, ze strasznym brzuchem, lub nad miarę spłaszczonych, z otwartą paszczą, rozciągniętemi ramionami, trzymających w rękach widły, łańcuchy lub dziryty. A błękitne morze odbijało to wszystko w głębiach swoich.
Tłumnie zgromadzony lud od rana napełniał gwarem całe miasto. Chłopcy, poruszając dzwonkami, wołali przy łaźniach. Handle z gorącemi napojami zwabiały przechodniów. W powietrzu rozlegał się huk kowadeł, wrzask kogutów białych poświęconych słońcu, ryk zarzynanych wołów. Niewolnicy przebiegali z koszami na głowach, a w głębi portyków ukazywał się