— Widziałem ja to już w Syryjskiem mieście Mafuga, — odparł były niewolnik i postąpił po sześciu srebrnych stopniach schodów prowadzących do trzeciego oddziału.
Olbrzymi cedr zajmował cały środek tego miejsca, ale gałązki cedru nikły okryte mnóstwem naszyjników i kawałków materji, zawieszanych tutaj przez pobożnych; stamtąd po kilku krokach dostali się do samej świątyni.
Dwa przedsionki z kolumnami wspartemi na niskich słupach, tworzyły wieżę kwadratową zdobną półksiężycem. W rogach przedsionków i w czterech stronach wieży umieszczone były czary pełne woniejących kadzideł. Granaty i bluszcze wspinały się po kapitelach, arabeski, hieroglify wysadzane perłami zdobiły ścianę a misterne ze srebra ogrodzenie formowało półkole przed spiżowemi schodami prowadzącemi z przedsionka. Przy samem wejściu pomiędzy posągiem ze złota i drugim ze szmaragdów, wznosił się ostrokrąg kamienny.
Matho, ustępując na bok, ucałował pobożnie swą prawą rękę.
Pierwsza komnata bardzo wysoka, miała sklepienie zasiane licznemi otworami tak, że podniosłszy głowę, można było zobaczyć gwiazdy. Naj ścianach w trzcinowych koszykach nagromadzone były stosy włosów z głów i bród, pierwsze ofiary młodzieńców. Na środku zaś okrągłego przybytku była umieszczona postać ogromnej kobiety z brodą, ze spuszczonemi powiekami, z uśmiechem na ustach, ze skrzyżowanemi na swem łonie rękoma, które bywały całowane przez tłumy pobożnych.
Dalej nasi wędrowcy wyszli znów na wolne powietrze przez korytarz, w którym mały ołtarzyk zasłaniał sobą drzwi z kości słoniowej.