On pośród tych zdumiewających cudów myślał o Salammbo. Porównywał ją do bogini samej, a uwielbienie wzrastało w jego piersiach, myśl unosiła się wysoko ponad ogromne lotusy przeglądające się w głębinach wody. Spendius tymczasem obliczał sobie, wieleby to pieniędzy można zyskać, sprzedawszy tyle pięknych kobiet i szybkim rzutem oka szacował wartość złotych naszyjników. Zbadawszy, że niepodobna tak z tej jak i z tamtej strony dostać się do wnętrza świątyni, powrócili do pierwszej komnaty; tam podczas nowych poszukiwań Spendiusa, Matho gorąco modlił się do Tanity, błagał, aby nie dopuściła popełnienia świętokradztwa i starał się zjednać ją sobie pieszczotliwemi słowy.
Spendius przecież dopatrzył ponad drzwiami wąski otwór.
— Stań tutaj — rzekł do Mathona, opierając go plecami o mur, a potem postawiwszy jedną nogę na jego ramieniu, drugą na głowie, dostał się do otworu, wsunął tam swą wątłą postać i zniknął. Wkrótce Matho uczuł spadający na ramię sznur, który jego towarzysz miał owinięty przy pasie przed spuszczeniem się do studzien i uchwycił go dwiema rękami, poczem dostał się za Spendiusem do wielkiego zaćmionego przybytku bogini.
Podobne nadużycie było rzeczą tak nieprzypuszczalną, iż nie obmyślano nawet środków obronnych. Bojaźń więcej, jak straże i zamki, strzegła świątyń tajemniczych.
Matho też za każdym krokiem spodziewał się paść nieżywym.
Ale tymczasem bezpiecznie zbliżali się obadwaj do małego światełka błyskającego wśród ciemności. Pochodziło ono od lampy zapalonej w muszli na piedestale posągu ubranego w czapkę Kabirów. Diamen-
Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/86
Ta strona została przepisana.