Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/88

Ta strona została przepisana.

bie niezliczone mnóstwo zwierząt wychudłych, zadyszanych z najeżonemi szponami, zgromadzonych tutaj w przestraszającym nieładzie. Były tam węże z nogami, skrzydlate ryby z ludzkiemi głowami, które pożerały owoce, kwiaty więdły w paszczach krokodylich, słonie z podniesioną trąbą patrzały w lazurowe niebo dumnie, niby orły.
Niesłychane usiłowania zdołały przetworzyć członki tych wszystkich stworzeń w przerażający sposób. Rozwarte ich paszcze wciągały powietrze, jak gdyby oddając dusze, które, zdawało się, iż z tych doczesnych przytułków uszły gdzieś w inne światy, niby liście z rozpękniętego pączka zostawiając tylko pustą formę w tej sali.
Dwanaście globusów z błękitnego kryształu było rozmieszczonych wokoło na grzbietach potwornych tygrysów. Wypukłe ich jak u ślimaków źrenice i grube grzbiety zwracały się z wysileniem w głąb przybytku, gdzie na rydwanie ze słoniowej kości świetniała Rabbetta, wszechpotężny pierwiastek wszelkiej obfitości, ostateczna doskonałość. Okrytą ona była piórami, łuską i ptastwem swobodnie wzlatającem. W uszach jej wisiały dwa srebrne cymbałki uderzające po policzkach. Wielkie nieruchome oczy wzniecały trwogę, a pyszny olbrzymi diament wprawiony w czoło, jako symbol rozpusty, napełniał blaskiem przybytek, odbijając się ponad drzwiami w zwierciadłach z blachy czerwonej.
Matho postąpił krok jeden, gdy nagle płyta posadzki ugięła się pod jego stopami. Kryształowe kule zaczęły się obracać, potwory ryczały żałośnie.
Muzyka powstała taka melodyjna i szumna, jak gdyby harmonja z gwiazd spływająca. Burzliwy duch Tanity napełniał wszystko. Ona to miała się ukazać