cznie naprawiała koronki. Była to dziewczyna dobra i łagodna, pracowita i wcale niezalotna, ale miała to nieszczęście, że była cudownie piękna i ściągała na siebie oczy. Matka posyłała ją z bielizną do swoich znajomych na wsi i w okolicy. W roku zeszłym spotkała ładnego studenta, który się włóczył po wsi i który za nią chodził już od dni kilku, choć ona nic o tém nie wiedziała. Zaczął z nią mówić, skłonił ją, poszła za nim.
— Trzeba panu wiedzieć są słowa lekarza — że matka bardzo źle z nią się obchodziła, bo jest kompletną hultajka, i niczego więcéj sobie nie życzyła jak spekulować na niéj: ale wielkim zawiodła krzykiem, kiedy Małgorzata znikła, nie zrobiwszy układu na jéj korzyść.
Po dwóch blizko miesiącach, student który prowadził Małgorzatę do Paryża czy w okolice tego niewiadomo — pojechał ożenić się w swojéj prowincyi, opuszczając biedną dziewczynę, ofiarowawszy jéj naprzód pieniądze, które odrzuciła Wróciła do matki, któraby jéj przebaczyła gdyby jéj przyniosła jaki majątek; ale tak, nawymyślała jéj tylko i wybiła dowiedziawszy się, że nic nie przyjęła.
— Od czasu téj smutnéj przygody — mówił daléj lekarz — Małgorzata prowadziła się rozsądnie i cnotliwie, pracując odważnie, znosząc łagodnie wymówki i upokorzenia; żona moja powzięła dla niéj przyjaźń i dała jéj robotę. Co do mnie zająłem się jéj leczeniem, bo zmartwienie uczyniło ją bardzo chorą. Na szczęście nie miała zostać matką — a mo-
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/130
Ta strona została przepisana.