P.S. — P. Paweł Gilbert jest koło niego w zupełnym zdrowiu.
Jakby piorunem rażone, nic nie rozumiejąc, patrzałyśmy na siebie, nie mogąc słowa wymówić. Cezaryna pobiegła do dzwonka, zażądała powozu; wyjechałyśmy nie zamieniając z sobą ani słowa.
Kiedyśmy przybyły, markiz był w ręku chirurga, który w towarzystwie Pawła i wice-hrabiego deValboune, zajmował się wyjęciem kuli. Dubois oczekujący u bramy pałacu, wprowadził nas do salonu, gdzie młody Latour opowiedział mi wszystko, co sprowadziło i poprzedziło pojedynek.
— Byłem bardzo niespokojny — powiedział mi — jakkolwiek Paweł oddawna ćwiczył się w używaniu pistoletu i szpady. Mawiał mi często: „Prawdopodobnie w życiu mojém muszę zabić jednego człowieka, jeżeli już nie umarł“. Wiedziałem, że miał na myśli pierwszego amanta swojéj kochanki, gdyż byłem jego powiernikiem zaraz od początku tego stosunku. Kilka razy radziłem mu ją zaślubić bądź co bądź, z powodu dziecka które kochał namiętnie. Jest to zresztą jedyna jego namiętność, o ile wiedzieć mogę. To téż bił się raczej dla syna, aniżeli dla jego matki i dla siebie. Umówiono się, że on pierwszy strzeli. Celował prędko i dobrze. Nie chwyta się on nigdy półśrodków, jeżeli postanowił działać; ujrzawszy jednak swego przeciwnika rozciągniętego na ziemi i wyciągającego do niego rękę, stał się na nowo człowiekiem i rzucił się ku mar-