munikowała, kiedy już był prawie zupełnie zdecydowany.
— Dowiedz się — rzekła — że przed dwoma tygodniami, będę prawdopodobnie markizą de Rivonnière. No, nie miejże przynajmniéj ataku nerwowego! W tém nie ma nic tak nadzwyczajnego. Przeciwnie to bardzo loiczne. — Oto co się stało trzy dni temu. Pan de Valboune, najlepszy przyjaciel markiza, przyszedł do mnie na swoją rękę i powiedział mi tak:
— Nie można już mieć żadnych złudzeń: konsultacya najpierwszych chirurgów i najpierwszych lekarzy we Francyi zadecydowała dziś rano, że złe jest niedowyleczenia. Jakób może żyć najwyżej trzy miesiące. Wyrok ten ukryto przed rodziną.
zakommunikowano go tylko mnie i Dubois, radząc nam, żejeżeli chory ma jakie sprawy do uregulowania, to należy go do tego ostrożnie nakłonić zaraz. Ostrożności były zbyteczne: Jakób czuł się śmiertelnie rannym od pierwszego dnia i od tego czasu na blizki swój koniec patrzał z odwagą stoicką. Za pierwszém słowem, które do niego zwróciłem, wziął mię za rękę i uścisnął ją w pewien sposób oznaczający: Tak, jestem gotów, — bo trzeba pani wiedziéć, że badając najlżejsze znaki i proste poruszenie ust jego lub powiek, doszedłem do zgadywania wszystkich jego chęci, a nawet do czytania w jego myśli. Zapytałem go, czy ma jakie szczególne rozporządzenie; powiedział tak, palcami, przyciskając je do moich, i wymówił nie wypuszczając głosu: — dziedzi.... Ceza...
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/226
Ta strona została przepisana.