siał je usłyszeć. Przyszła zdawała się niezdrową, można jéj było dać parę minut do zapanowania nad sobą.
— To niepotrzebne — odpowiedziała śmiało — nie jestem chorą, ale wzruszoną. Odpowiadam tak, trzy razy tale, jeżeli tego potrzeba.
Co się jéj stało?
Podczas krótkiéj rozmowy urzędnika, pan de Valboune stojący za fotelem, na który rzuciła się Cezaryna, powiedział éj coś szybko do ucha, a słowo to podziałało na nią jak stos Wolty. Powstała z rodzajem gniewu, związała się nieodwołalnie jakby w przystępie rozpaczy, a potem podczas reszty formalności odnalazła swój spokój i minę słodko wzruszoną.
Pastor przystąpił natychmiast do ślubu religijnego, w którym kilka kobiet ze szlacheckiego przedmieścia nie chciało uczestniczyć inaczéj jak w głębi mieszkania, prowadząc wpół-głośną rozmowę. Cezarynę dotknął ten dziecinny opór, prosiła więc pastora, żeby nakazał milczenie, co też zrobił z namaszczeniem i umiarkowaniem. Milczano, i tą razą tak Cezaryny słyszano wyraźnie i dźwięcznie wymówioném.
Cóż jéj takiego powiedział pan de Valboune? Te trzy wyrazy: Paweł się ożenił! Istotnie tak było. Podczas kiedy młodzi małżonkowie odbierali powinszowania od otaczających, siostrzeniec zbliżył się do mnie i rzekł:
— Moja dobra ciociu, musisz mi jeszcze prze-
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/236
Ta strona została przepisana.