— Tożto słowo okrutniejsze od śmierci — odparła Cezaryna — pan podejrzywasz mię ciągłe....
A on przemówił jeszcze ciszéj.
— Cezaryno, jutro będziesz wolną, nie kłamię dzisiaj.
W ten sposób się rozstali, a za nadejściem wieczoru, nie umarł ale spał, a Dubois przyszedł nam oznajmić, żebyśmy się jeszcze nie fatygowali, gdyż nie było mu gorzéj niż rano.
— Tylko — dodał Dubois — chciał zrobić przyjemność swój siostrze, przyjął sakramenta święte.
— Co ty mi tam mówisz Dubois, — zawołała Cezaryna — mylisz się chyba.
— Nie, pani markizowo, mój pan jest filozofem, nie wierzy w nic; ale są obowiązki położenia. Nie chciałby, ażeby z powodu małżeństwa uważano go za protestanta; kazał więc przyrzec panu de Valboune, że ogłosi w dziennikach, iż zadość uczynił wymaganiom religijnym.
— To dobrze, Dubois, powiesz mu, że dobrze zrobił.
— Co to za człowiek bez zasad ni konsekwencyj! rzekła do mnie po wyjściu Dubois. Ta bezbożna kapucynada przejęłaby mnie wzgardą ku niemu, gdyby w téj chwili nie miał prawa do rozgrzeszenia od swych przyjaciół więcéj niż od księdza. Nie wie już co robi.
— Mój Boże, ty go nienawidzisz, moje biedne dziecko, dobrzeby zrobił, gdyby prędko umarł!
— Dla czego? może teraz żyć, dopóki mu się podoba. Nie jestem zdolną do nienawiści ani do
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/238
Ta strona została przepisana.