i potrafię skłonić was do kochania mnie taka jaka jestem.
— Tak się też stało, kocham cię; ale, dobrze mię zrozumiałaś, chcę widzieć doskonała, możesz być.
—Jeżeli tylko zechcę, być może, ale ja nie wiem, czy zechcę; pomyśle nad tém.
W ten sposób w rozmowie z nią nigdy ostatniego słowa nie miałam, i wszystko od początku należało zaczynać, ilekroć uwaga jaka nad gruntem jéj myśli konieczną mi się wydawała. Rzadko się to zdarzało, gdyż na powierzchni i w zwykłem życiu potoczném posiadała niezrównanie dobry i jednostajny humor, — powiem nawet więcéj: nieprawdopodobny w jéj wieku i położeniu. Nigdy zarzucie jéj nie mogłam ani chwilki ociężałości, cienia nawet krnąbrności w rzeczach nauki. Była zawsze przygotowaną, zawsze uważną. Pojęcie, pamięć loika, duch badawczy miały w niéj coś cudownego! Wydawała mi się pozbawioną entuzyazmu i uczuciowości; posiadała natomiast wielki zmysł krytyczny, wielką pogardę dla złego, tak wysoka uczciwość popędów, iż nie pojmowała żeby heroizm był rzeczą trudną i zasługującą na wielkie pochwały. Zaledwie śmiałam wywoływać w niéj podziw dla wielkich charakterów i wielkich czynów; Przeczuwałam jéj słowa: Cóż w tém widzisz pani zadziwiającego? czyż pani nie byłabyś zdolna do rzeczy tak naturalnych? — albo też: uważasz mię Pani za niższą od tych charakterów, które w zdumienie panią wprawiają?
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/25
Ta strona została przepisana.