O ile nie wdzierano się w jéj państwo wewnętrzne, była spokojną, grzeczną, delikatną i czarującą. Dziwnie umiała uprzedzać wszystkie życzenia, chwaliła zręcznie, rozczulała się niekiedy na pozór, a jeżeli była czasami niezadowoloną ze mnie, spostrzegałam to jedynie po zdwojoném uszanowaniu i względach.
Jakże rządzić taką istotą, jak się spodziewać, że się ją zmodyfikuje? Walczyłam ja sama z sobą w życiu mojém pełném przeciwieństw i bólów, ale nigdy nie ćwiczyłam się w walce z innemi. W bezsilności mojéj pocieszała mię tylko ta okoliczność, że p. Dietrich, z całą swoją energją nabytą w życiu poświęconém pracy i rachunkowi, nie posiadał większej odemnie władzy nad przekonaniem swéj córki.
Przekonania te były wielce tajemnicze; nie udało mi się nad niemi zawładnąć, taka między niemi zachodziła sprzeczność. Dziś jeszcze nie mogłabym powiedzieć, czy nieład w zdaniach jéj o sobie saméj panujący, pochodził z niepewności w jakiéj się zwykle znajduje żywa intelligencya, będąca na drodze szybkiego rozkwitu, czy też poprostu z potrzeby zajęcia się zupełnie czém inném, niżeli tém co chciano w nią wpoić. Owa wielka loika, któréj dowody dawała, w nauce, znikała z jéj charakteru w zastosowaniu. Miała częstokroć upodobania całkiem z sobą sprzeczne, — nie dziwiło ją to.
— Chcę się tak urządzić — mawiała wówczas — ażebym mogła żyć w dobrém porozumieniu z ostatecznościami, które w sobie noszę. Lubię blask
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/26
Ta strona została przepisana.