Tak, nie ma wątpliwości, pani jest aniołem stróżem, i nigdy wypowiedzieć pani nie potrafię, jak panią, kocham; ale to wszystko nie przeszkadza mi być zazdrosną o panią! I czyż może być inaczéj? Pani ma wszystko za sobą, a ja nic. Pani została piękną jakby w latach szesnastu; a ja młodsza od pani, zwiędłam już; czuję że się pochylam jak staruszka, a pani wznosisz się w górę, jak topola na wiosnę. Ażeby się uczynić zawsze piękną, ma pani toalety, które dla mnie na nicby się nie zdały! Gdybym je nawet miała, nie umiałabym ich nosić.
Kiedy włożę we włosy kawałek jakiéj wstążczyny, ażeby się wydać piękniéj uczesaną, Paweł zdejmuje mi ją mówiąc:
— To ci nie do twarzy; piękniejszą jesteś z temi włosami. Ale włosy te wypadają mi. Patrz pani, straciłam już więcéj jak połowę, a kiedy ich już prawie mieć nie będę, to jeżeli sobie kupię fałszywy szynion, Paweł zażartuje sobie ze mnie. Powie mi:
— Zostań tak jak jesteś. Nie twoje włosy kocham, ale twoje serce.
To bardzo ładnie i to prawda, za nadto wielka prawda. On kocha moje serce, a z mojéj postaci nic sobie nie robi; zanadto jest do niéj przyzwyczajony. Przyjaźń nie liczy białych włosów, kiedy się pokazywać zaczynają. On będzie mię kochał starą, będzie mię kochał brzydką; wiem o tém, jestem z tego dumna, ale to zawsze przyjaźń, i byłabym z niéj zadowolona, gdybym była zupełnie pewną że jest niezdołny do poznania miłości. Tak powiada. Przysięga mi że nie wie, co to jest przywiązanie do kobiety, dla tego że ma piękne oczy i piękne suknie...
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/267
Ta strona została przepisana.