co pisze, w pięknych pańskich salonach, wraz, z panią, która mogłabyś mu odpowiedzieć i rozszerzać jego wielki umysł, duszący się w mojém towarzystwie. Nie, nie, ja nie chcę temu wierzyć, obowiązkiem jest pani sprowadzić go znowu do siebie. Napisz mu pani, że go potrzebujesz, on nic pani odmówić nie może.
— To nie byłoby prawdą — odpowiedziała Cezaryna. — Ja go nie potrzebuję widzieć, ażebym mogła skończyć swoję pracę. Ja go się radzę dla zaspokojenia sumienia; kiedy skończę, poddam mu do oceny wszystko; ale pod tym względem można się porozumieć piśmiennie.
— Nie, nie, to mi wszystko jedno! On potrzebuje mówić z panią, on się nudzi w domu. Cóż ja mu mogę powiedzieć dla rozweselenia go? Nie, jestem zbyt wielką prostaczką.
— Małgorzata miała zwyczaj upokarzać się po to, ażeby jéj mówiono komplementu dla podniesienia jéj we własnych jéj oczach. Była bardzo chciwą na tego rodzaju pociechy. Cezaryna nie szczędziła ich, ale z tak głęboką ironją w głębi serca, że biedna kobieta uważała ją za zbyt pobłażliwą dla siebie i odpowiedziała:
— Pani mówi to wszystko z litości! pani tego nie myśli, pani jest dobra aż do kłamstwa. Widzę i dobrze, że panią nużę i nudzę; nie przyjdę już więcéj, ale pani może mi robić dobrze z daleka. Niech pani zaprosi znowu Pawła na swoje objady i wieczory; o to tylko panią proszę.
— A więc nie jesteś już zazdrosną, to przeszło?
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/278
Ta strona została przepisana.