przychodził bardzo rzadko i po to tylko, ażeby wymienić słów parę o książce, która w głównych rysach była naszkicowaną. Pochwalał zmiany które autorka w niéj porobiła, ale nie ukrywał przede mną, że te poprawki i ulepszenia nie odpowiadały jego oczekiwaniom z zupełnéj przeróbki dzieła. Cezaryna nie dosięgnęła, podług niego, zupełnego rozwoju swojej jasności. Nie śmiał jéj mówić o rozpoczęciu na nowo, a kiedym mu wyrzucała, że nie pozostał wierny swojéj zwykłéj poczciwości literackiéj, odpowiedział mi:
— Nie sądzę, żebym przestał być wiernym, i nie że rozumiem, dlaczegoby markiza de Rivonnière miała koniecznie utworzyć arcydzieło; moja w tém wina że uważałem ją za zdolną do tego. To, o co mię prosiła, zrobiłem; powiedziałem swoje zdanie, wskazałem miejsca złe, miejsca wyborne, miejsca słabe. Rozprawiałem z nią, podałem jéj źródła do nauki i przedmioty do rozwagi. To czego pragnęła, jak mówiła, polega na tém, ażeby dokonać pracy dającéj się łatwo czytać i cokolwiek pożytecznéj; cel ten osiągnęła. Prócz tego jestem przekonany, że w miarę dojrzałości mogłaby dojść do rezultatu istotnie zastanawiającego; ale otoczenie nie żąda od niéj tyle; albo łudzi się sama zasługą własnego dzieła, jak to się zdarza tym co piszą, albo też obdarzona jest niepraktykowaną skromnością i zadawalnia się skutkiem miernym. Nie mam prawa być surowszym i bardziéj wymagającym od niéj saméj. Jeżeli książka jéj będzie czytaną, jeżeli mówić o niéj będą choćby w jéj tylko kółku, to nie będzie wcale
Strona:PL G Sand Cezaryna Dietrich.djvu/281
Ta strona została przepisana.